Temat: Włosy.
I żeby cokolwiek powiedzieć o mojej
aktualnej pielęgnacji włosów muszę się cofnąć o sporo lat. Ile? No
powiedzmy tak do czasów podstawówki.
Ponad 25 lat
temu moje włosy były godne pochwał i zachwytów. Długie, gęste i nic
złego się z nimi nie działo. Do pielęgnacji wystarczający był
znienawidzony szampon "Familijny" i tyle. Odżywki, maski czy wcierki
były mi obce. Po skończeniu 8 klasy poczułam się już dorosła i włosy
obcięłam na klasycznego "boba". Niemal jednocześnie w ruch poszły
najpierw szamponetki koloryzujące, a następnie farby do włosów. Pod
koniec liceum zapragnęłam blond pasemek. Fryzjerka zamiast tego zrobiła
blond plamę na mojej głowie, włosy po tym wypadały jak oszalałe ( w tym miejscu podzielę się linkiem do artykułu o wypadaniu włosów: https://natu.care/pl/wlosy/wypadanie-wlosow). Ja
zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie to nadal korzystałam z jej usług.
Później miałam fazę na czarny kolor. I kolejne lata bez pielęgnacji.
Później miałam fazę na czarny kolor. I kolejne lata bez pielęgnacji.
Nigdy w swoim życiu nie zdenkowalam choćby jednego opakowania odżywki do włosów.
W
przeciągu ostatnich 8-10 lat pojawiały się jakieś, ale raz na jakiś
czas. Oczekiwałam, że skoro używam czegoś przez tydzień to naprawi to
20-letnie błędy.
Głupia ja.
Doprowadziłam
moje włosy na skraju ostateczności. A jeszcze dodatkowo przez te lata
doszły różne choroby organizmu i pogrom hormonów. Musiało być aż tak
źle, bym wreszcie wzięła się za naprawę.
Walka
trwa od 3 miesięcy. Najpierw była sama wcierka, ale od prawie 2 miesięcy
doszły odżywki do włosów, serum oraz suplementacja.
I właśnie o niej kilka słów dziś napiszę.