To chyba moja pierwsza recenzja książki na blogu. Ba! Nawet pierwsza w ogóle. Zobowiązałam się ja zrecenzować na spotkaniu "Spotkajmy się w Gdyni", o którym niedawno pisałam TU. Skoro powiedziało się A to i B wypada powiedzieć. W moim przypadku napisać.
Ona - szara myszka, nauczycielka, opiekunka wycieczki dzieci chorych, upośledzonych. On - bogaty lekarz, kobieciarz, który takich dzieci wolałby nigdy nie spotykać.
Wakacje nad morzem, miłość od pierwszego wejrzenia (a raczej uderzenia). Krótkie, nocne spotkania. Ona - Ania - wiecznie niezadowolona - bo nie zadzwonił, bo jest ginekologiem (no jak tak można?!). On - Daniel - mógłby mieć każdą, jednak poza nią świata nie widzi. Szkoda, że niczym Don Kichot będzie prowadził walkę z wiatrakami.
Ale może i dobrze, bo coś się przecież dzieje, nie ma szybkiego "i żyli długo i szczęśliwie". Wypad w góry, wspólna noc. Potem wiadomo - musi się coś dalej dziać więc niechciana/chciana ciąża. W międzyczasie rozstanie, bo się okazało, ze on w swojej profesji działa również "w podziemiu".
Ania z klapkami na oczach, że ktoś może mieć inne zdanie, inny pogląd oczywiście nie chce go znać.
I do tego momentu jeszcze się jakoś to czyta...
Potem mam wrażenie, że książkę pisze inny autor... Czuję, że im dalej brnę, to w większe błoto wchodzę... Główny bohater pod wpływem kazania zmienia swoje poglądy, ok - to rozumiem, bo tylko ponoć krowa poglądów nie zmienia. Przemiana duchowa? Ok - tylko błagam nie takim tekstem, że od razu przypominają się znienawidzone rekolekcje, na które był obowiązek chodzić w podstawówce. Zapowiadało się dobrze. Zakończyło klapą.
Czy mnie poruszyła? Czy mnie wzruszyła? Nie. Gdyby nie to, że nudziło mi się w pociągu to ostatnich stron pewnie bym nie doczytała...
Książka była upominkiem od wydawnictwa NOVAE RES
Ona - szara myszka, nauczycielka, opiekunka wycieczki dzieci chorych, upośledzonych. On - bogaty lekarz, kobieciarz, który takich dzieci wolałby nigdy nie spotykać.
Wakacje nad morzem, miłość od pierwszego wejrzenia (a raczej uderzenia). Krótkie, nocne spotkania. Ona - Ania - wiecznie niezadowolona - bo nie zadzwonił, bo jest ginekologiem (no jak tak można?!). On - Daniel - mógłby mieć każdą, jednak poza nią świata nie widzi. Szkoda, że niczym Don Kichot będzie prowadził walkę z wiatrakami.
Ale może i dobrze, bo coś się przecież dzieje, nie ma szybkiego "i żyli długo i szczęśliwie". Wypad w góry, wspólna noc. Potem wiadomo - musi się coś dalej dziać więc niechciana/chciana ciąża. W międzyczasie rozstanie, bo się okazało, ze on w swojej profesji działa również "w podziemiu".
Ania z klapkami na oczach, że ktoś może mieć inne zdanie, inny pogląd oczywiście nie chce go znać.
I do tego momentu jeszcze się jakoś to czyta...
Potem mam wrażenie, że książkę pisze inny autor... Czuję, że im dalej brnę, to w większe błoto wchodzę... Główny bohater pod wpływem kazania zmienia swoje poglądy, ok - to rozumiem, bo tylko ponoć krowa poglądów nie zmienia. Przemiana duchowa? Ok - tylko błagam nie takim tekstem, że od razu przypominają się znienawidzone rekolekcje, na które był obowiązek chodzić w podstawówce. Zapowiadało się dobrze. Zakończyło klapą.
Czy mnie poruszyła? Czy mnie wzruszyła? Nie. Gdyby nie to, że nudziło mi się w pociągu to ostatnich stron pewnie bym nie doczytała...
Książka była upominkiem od wydawnictwa NOVAE RES
Nie czytałam tej ksiązki :)
OdpowiedzUsuńWow, czyli tylko trzymać się z daleka :P
OdpowiedzUsuńA ja bym przeczytała, bo lubię później takie pozycje krytykować :D
OdpowiedzUsuńNie przepadam za książkami tego wydawnictwa, już kilka razy się rozczarowałam ich książkami :)
OdpowiedzUsuń