Bardzo lubię czytać wpisy o ulubieńcach i bublach kosmetycznych na blogach. Mam wtedy skoncentrowaną dawkę wiedzy o kosmetyku, informacje o nim w pigułce. Biorąc pod uwagę jak cenny jest czas mój (i każdego z nas) takie posty są idealne. Sama nie wiem czemu tak rzadko takowe pojawiają się u mnie. Mogłabym klęknąć pod przydrożnym krzyżem i bić się w pierś szepcząc "mea culpa". Mogłabym, ale nie będę. Czas jaki minął nie wróci, więc i nie pojawią się posty o ulubieńcach poprzednich miesięcy czy lat. Kilka takich postów się na blogu pojawiło, bardzo nieregularnie, ale jednak. Nowe mam nadzieję, że będę publikować systematycznie. Oby mi to wyszło! Dziś przyszła pora na ulubieńców/hity kosmetyczne ostatniego miesiąca.
Ten kosmetyk otrzymałam od NIVEA na początku marca i z zaciekawieniem przystąpiłam do jego testowania. Używam wersji z ogórkiem, drugi - z dziką maliną - czeka na swoją kolej. Muszę przyznać, że w kwestii balsamów do ciała Nivea robi dobrze! Olejek w balsamie, który opisywałam TU był fenomenalny, ale mus też jest świetny! Po pierwsze - konsystencja - delikatna, ale jednocześnie treściwa. Idealnie się aplikuje, z łatwością rozprowadza po ciele, no i fantastycznie się wchłania, dając przy tym uczucie pełnego nawilżenia. I to uczucie nawilżenia wcale nie jest złudne, bo skóra po musie jest cudownie gładka, pełna miękkości i nawilżona. Na prawdę wielkie "wow"!
Ta wersja zapachowa jest totalnie moja - przypomina mi dezodorant z lat 90-tych - Impuls ogórkowy! Ileż ja bym teraz dała za ten dezodorant (no dobra i za wersję Spice Girls). Wielkim więc plusem dla mnie przy tej wersji jest to, że ten zapach utrzymuje się dłuższą chwilę na ciele.
Więcej o musie na stronie producenta TU.
Jeden z dwóch kremów do rąk, które dbały o moje dłonie w marcu. Ten postawiłam na szafce i korzystał z niego również mój mąż. Obydwoje lubimy go za szybkie wchłanianie i skuteczność w działaniu. Za delikatną, miękką skórę po jego stosowaniu. Posiada całkiem przyjemny zapach. Na pewno będzie dbał o nasze dłonie w kolejnych miesiącach - na zdjęciu już nowe opakowanie (ja swoje kupiłam w Rossmannie).
Więcej informacji o serum na stronie producenta TU.
Moją recenzje o nim znajdziecie TU. Przez marzec również skutecznie dbał o moje usta i nadal mam o nim jak najlepsze zdanie. Jeszcze nie zdenkowany, więc i w kwietniu znajdzie miejsce w mojej torebce. Aktualnie to najlepszy balsam do ust jaki używałam i raczej ciężko będzie jakiemukolwiek innemu to zmienić.
Znaleziony w kalendarzu adwentowym Balea. Szkoda, że tylko miniaturka. Dodaje skórze delikatnego blasku, delikatnie napina, pozostawia efekt mocnego nawilżenia (krótkotrwały) - ot taki filtr upiększający w tubce. No i ma bardzo ciekawy zapach - nie umiem go jednak opisać. Najistotniejszy jest jednak fakt, że krem zawiera mnóstwo błyszczących mikrodrobinek, które potem pięknie odbijają światło. Niestety nie mogę tego kremu znaleźć w niemieckim DM, a już mi się skończył.
Udało mi się ja odkupić od Moniki (Żurnalistka) i od pierwszego psiknięcia skradła moje serce. Idealny zapach na każdy dzień.
Określane jako kwiatowo-drzewno-piżmowe. Delikatne, ale jednocześnie wyraziste. Słodkie, ale nie przytłaczające. Takie w sam raz. Było tylko kilka dni kiedy użyłam innego zapachu. Bardzo trwałe. Szkoda, że już na wykończeniu.
Ulubieńcy od dłuższego czasu. Używam ich na raz. Jeden - zielony bardzo dobrze ukrywa moje zaczerwienienia, jednak samodzielnie jest zbyt tępy, nierównomiernie się rozprowadza, grudkuje. Jednocześnie samodzielnie bardzo szybko się ściera ze skóry. Korektor 2w1 zaś sam ma zbyt delikatne krycie, nie daje sobie rady z bardziej problemowymi miejscami na twarzy. Razem jednak tworzą duet niezawodny. Duet, po który lubię sięgać. Duet, z którym pracuje mi się bezproblemowo.
Cieszę się, że kiedyś przez przypadek użyłam ich na raz - tak oto z dwóch w sumie przeciętnych postało coś doskonałego.
Ten kosmetyk otrzymałam od NIVEA na początku marca i z zaciekawieniem przystąpiłam do jego testowania. Używam wersji z ogórkiem, drugi - z dziką maliną - czeka na swoją kolej. Muszę przyznać, że w kwestii balsamów do ciała Nivea robi dobrze! Olejek w balsamie, który opisywałam TU był fenomenalny, ale mus też jest świetny! Po pierwsze - konsystencja - delikatna, ale jednocześnie treściwa. Idealnie się aplikuje, z łatwością rozprowadza po ciele, no i fantastycznie się wchłania, dając przy tym uczucie pełnego nawilżenia. I to uczucie nawilżenia wcale nie jest złudne, bo skóra po musie jest cudownie gładka, pełna miękkości i nawilżona. Na prawdę wielkie "wow"!
Ta wersja zapachowa jest totalnie moja - przypomina mi dezodorant z lat 90-tych - Impuls ogórkowy! Ileż ja bym teraz dała za ten dezodorant (no dobra i za wersję Spice Girls). Wielkim więc plusem dla mnie przy tej wersji jest to, że ten zapach utrzymuje się dłuższą chwilę na ciele.
Więcej o musie na stronie producenta TU.
Jeden z dwóch kremów do rąk, które dbały o moje dłonie w marcu. Ten postawiłam na szafce i korzystał z niego również mój mąż. Obydwoje lubimy go za szybkie wchłanianie i skuteczność w działaniu. Za delikatną, miękką skórę po jego stosowaniu. Posiada całkiem przyjemny zapach. Na pewno będzie dbał o nasze dłonie w kolejnych miesiącach - na zdjęciu już nowe opakowanie (ja swoje kupiłam w Rossmannie).
Więcej informacji o serum na stronie producenta TU.
Moją recenzje o nim znajdziecie TU. Przez marzec również skutecznie dbał o moje usta i nadal mam o nim jak najlepsze zdanie. Jeszcze nie zdenkowany, więc i w kwietniu znajdzie miejsce w mojej torebce. Aktualnie to najlepszy balsam do ust jaki używałam i raczej ciężko będzie jakiemukolwiek innemu to zmienić.
Znaleziony w kalendarzu adwentowym Balea. Szkoda, że tylko miniaturka. Dodaje skórze delikatnego blasku, delikatnie napina, pozostawia efekt mocnego nawilżenia (krótkotrwały) - ot taki filtr upiększający w tubce. No i ma bardzo ciekawy zapach - nie umiem go jednak opisać. Najistotniejszy jest jednak fakt, że krem zawiera mnóstwo błyszczących mikrodrobinek, które potem pięknie odbijają światło. Niestety nie mogę tego kremu znaleźć w niemieckim DM, a już mi się skończył.
Udało mi się ja odkupić od Moniki (Żurnalistka) i od pierwszego psiknięcia skradła moje serce. Idealny zapach na każdy dzień.
Określane jako kwiatowo-drzewno-piżmowe. Delikatne, ale jednocześnie wyraziste. Słodkie, ale nie przytłaczające. Takie w sam raz. Było tylko kilka dni kiedy użyłam innego zapachu. Bardzo trwałe. Szkoda, że już na wykończeniu.
Ulubieńcy od dłuższego czasu. Używam ich na raz. Jeden - zielony bardzo dobrze ukrywa moje zaczerwienienia, jednak samodzielnie jest zbyt tępy, nierównomiernie się rozprowadza, grudkuje. Jednocześnie samodzielnie bardzo szybko się ściera ze skóry. Korektor 2w1 zaś sam ma zbyt delikatne krycie, nie daje sobie rady z bardziej problemowymi miejscami na twarzy. Razem jednak tworzą duet niezawodny. Duet, po który lubię sięgać. Duet, z którym pracuje mi się bezproblemowo.
Cieszę się, że kiedyś przez przypadek użyłam ich na raz - tak oto z dwóch w sumie przeciętnych postało coś doskonałego.
Każdego dnia naprzemiennie używam - albo podkładu wygładzająco kryjącego, albo BB utrwalonego pudrem mineralnym HD. Czasem sam BB w zupełności wystarcza.
Puder HD dostałam na listopadowej edycji Maybe Beauty, podkład wygładzająco-kryjący dostałam od Sklerotyczki (bo u niej się nie sprawdził), a BB kupiłam sama (po uprzednim wypróbowaniu odlewki - też od Sklerotyczki). Pewnie przy okazji ulubieńców w najbliższych miesiącach też będą się pojawiać - zwłaszcza te sypkie, bo ich wydajność jest niesamowita.
Więcej informacji o powyższych znajdziecie na stronie producenta TU.
Pojawiła się u mnie na początku marca i od razu przypadła mi do gustu. Mięciutka, cudownie sunie po ustach. Daje przepiękny efekt szminki. Nie podkreśla suchych skórek, nie rozmazuje się.
Kolor - 24 ROSETTO - idealnie współgra z moim kolorem ust, przez co maskuje wszelkie niedoskonałości i jednocześnie wygląda bardzo naturalnie. Połączenie właściwości z tak dobranym kolorem pozwala mi już teraz sądzić, że kredka pojawi się jeszcze w ulubieńcach roku! Czy mam rację? Zobaczymy za parę miesięcy.
Więcej o kredce, jak i wybór innych kolorów TU.
Niby rzecz przyziemna a jednak o dobry antyperspirant ciężko. Do tych od Nivea często wracam, bo przede wszystkim są skuteczne. Tę wersję chyba lubię najbardziej. Bardzo dobrze chroni przed poceniem, a jednocześnie nie podrażnia wrażliwej skóry pod pachami. Ma cudowny, kremowy zapach. W marcu dzielnie mi towarzyszył, nie zawiódł ani razu i miano "ulubieńca" mu się należy!
Więcej o nim na stronie producenta TU.
Dobra. Przyznaję - byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tych rękawic. Bo że niby kawałek szmatki ma zmyć dokładnie makijaż tylko za pomocą wody, a potem wystarczy przepłukać by była czysta? Baju baj proszę Pana...
A tu zaskoczenie. I to nie małe! Bo ona naprawdę działa! Robi tak jak obiecuje producent. Czapki z głów, pokłon w pas! idealnie sprawdziła się w podróży, zaoszczędziła miejsce w walizce. Zmyła wszystko, nawet zmywanie tuszu nie zabrało wiele czasu. Bardzo lubię takie rozwiązania.
Miałam kiedyś taki z aliexpress, ale zaginął przy przeprowadzce. Ten z Donegal nie dość, że tańszy to dużo lepszy. Delikatne, miękkie wypustki dobrze myją skórę twarzy, jednocześnie jej nie podrażniając. Nie ma się tu co rozpisywać - bardzo dobry gadżet i już!
Więcej o nim na stronie producenta TU.
I to tyle. Tyle na marzec. Co podbije moje serce w kwietniu? To się okaże.
Macie swoich kosmetycznych ulubieńców marca? Dajcie znać w komentarzu.
oj to serum z Tołpy szybko sie wchłania i tak wygłasza skórę wspaniale <3 to duże plusy tego produktu
OdpowiedzUsuńLubię podkład Lorigine mineralny :)
OdpowiedzUsuńW tym miesiącu twe serce podbiją książki 😂😂😂
OdpowiedzUsuńZnam tylko korektor z Eveline ;) Jest fajny, ale dla mnie ma za małe krycie ;) Ciekawią mnie te wszystkie produktu od Nivea ;)
OdpowiedzUsuńKrem do rąk Tołpy pokochała moja mama :)
OdpowiedzUsuńMiałam serum do rąk z Tołpy, ale mimo że firmę i ich produkty bardzo lubię on nie wywarł na mnie większego wrażenia.
OdpowiedzUsuńDeo z Nivea miałam ale nie każdy mi odpowiada, bo większość mnie 'dusi'.
Mam ten silikonowy gadżet, ale ja zdecydowanie bardziej wolę gąbeczkę Konjac :)
OdpowiedzUsuńnie znam żadnego z Twoich hitów marca...
OdpowiedzUsuńWow ogrom produktów, niektóre mam, ale ciągle za mało uwagi im poświęcam :P Czas to nadrobić :P
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że kredka puroBio jest dobra, bo rozważam zakup;)
OdpowiedzUsuńPiękne te twoje hity, ja z nich nie znam żadnego :) Produkty Nivei mnie kuszą, szczególnie ta miętka :)
OdpowiedzUsuńTen płatek i glov mam i też bym mogła ich zaliczyć do ulubieńców :)
OdpowiedzUsuńZapach z LACOSTE chciałabym mieć ^^ Ale i pozostałe hity mnie kuszą ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe produkty, a miałam tylko Glov ;)
OdpowiedzUsuńNie znam żadnego z tych kosmetyków... :)
OdpowiedzUsuń